Beskidy24 » Artykuły » Duszak Team Ekspedycja Andy (cz.2) - "Bez walki, tylko prosto do celu"


Nagłe zmiany pogody i kapryśne warunki nie wydawały się dla nas niczym nadzwyczajnym. Jedyną niespodzianką było dla nas to, że uniemożliwiły nam one dostanie się na górę przez „Lodowiec Polaków” (trudną trasę górską wytyczoną przez naszych rodaków). Przebrnięcie na sam szczyt wiązało się z wpadaniem w wysoki śnieg. Jednak nie tylko. Wymagało również szybkiego i głębokiego oddychania z częstotliwością niczym nie podobną do przeciętnej. Pozostało nam skończyć z taką uciążliwością i zmienić drogę na Falcos Polacos.

my jako pierwsi trafiamy tego dnia na szczyt góry.

Realizacja naszych celów dała nam mocny zastrzyk energii i wywołała....silną potrzebę zdobycia kolejnych nieznanych, nieprzyjaznych i niebezpiecznych zakątków. Już planujemy kolejną podróż, która będzie łączyć to, co lubimy – trekking w wysokie góry oraz jazdę na rowerze.
Zapraszamy na wirtualną wycieczkę po Parku Narodowym Aconcagua: www.aconcagua.wyprawy.org
Za pomoc w realizacji wyprawy dziękujemy:
www.kross.pl
www.extrawheel.com
www.szumgum.com
www.marabut.com.pl
www.makropix.com
www.nawigacja.pl
Oficjalna strona DuszakTeam:
www.wyprawy.org
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ Z WYPRAWY
Duszak Team Ekspedycja Andy (cz.2) - "Bez walki, tylko prosto do celu"
Potraktowanie góry jako wroga nigdy nie przynosi zamierzonych efektów. Nie można osiągnąć czegoś, co już na samym wstępie traktuje się negatywnie. Dlatego z przyrodą, by okiełznać jej najdzikszą i najbardziej nieprzyjazną naturę, trzeba pertraktować, aż w końcu się w nią człowiek wtopi i stanie się jej prawdziwą, nierozerwalną częścią.

Nasza recepta na sukces
wydawała się prosta: dążyliśmy do celu, nie spuszczając z niego oka, ale jednocześnie nie skupiając się na nim. Myśleliśmy o innych, mniejszych celach, które traktowaliśmy równie poważnie jak główny. To dzięki temu dystansowi do własnych marzeń pozwoliły nam one się spełnić. Nasze starania były na optymalnym poziomie. Nie za duże, nie za małe, ale takie, które zwizualizowały nasz główny cel i sprawiły, że stał się on realny.
Najważniejsza okazała się
aklimatyzacja,


Skąd ta pewność? Już trzeciego dnia podczas zjazdu z Aucanquilcha z „zawrotną” prędkością 12 km/h, góra przykryła się metrową warstwą śniegu. Nagle zrobiło się zimno i niesympatycznie. Wszystko naokoło przybrało białe maski. Jednak nam ta nagła zmiana aury i otoczenia już nie groziła. Przyjęliśmy ją z pokorą, ulgą, a jednocześnie z satysfakcją. Jedyne co mogłoby nam wtedy popsuć na chwilę humory to myśl, że drugiego równie ambitnego celu nie uda nam się znaleźć. Bo w końcu
wyżej wjechać się już nie da....

Oryginalny Sylwester
Zamiast tradycyjnych fajerwerków na niebie oraz w głowie sylwester zaskoczył nas blaskiem błyskawic, grzmotami oraz piorunami. W tym stylu w dość obfity sposób oznajmił nam serię kolejnych burz, które od tego dnia nękały nas na każdym kroku. Jednak nie tylko one....Kapryśna pogoda, pełna wahań temperatury, które potrafiły zmieniać się jak w kalejdoskopie, wskazując wartość -10 do nawet +40 stopni. „Białe Piekło” pokazało nam czym naprawdę jest wiatr, który wieje z prędkością 150 km/h. W takich warunkach jak nigdzie indziej człowiek czuje się mały i bezbronny w walce z siłami natury. Zabawa z burzami przypominała niczym nie przewidywalną grę losową: rozkładanie namiotów, ich składanie, poszukiwanie chmur oraz pojawienie się ich nie wiadomo skąd. Brak sprzymierzeńców – nawet na horyzoncie czasami bolało. Przyroda toczyła walkę, w której człowiek ma szansę zwyciężyć jedynie siłą umysłu.

Kolejny cel to leżący nad Pacyfikiem – Antofagasta. To tutaj zsiadamy z rowerów i przemierzamy dalszą część drogi na nogach. Ponownie znajdujemy się na wysokości 0 m.n.p.m. Przychodzi następne wyzwanie –
MIEJSCOWOŚCI
Oficjalny partner serwisu
