Beskidy24 » Artykuły » Wyrypa
Pełnią wrażeń człapali na dworzeć autobusowy. Wczesny zmrok ogarniał Szczyrk, cały
biały i cichy. Oby jak najdłużej, chociaż postoje wyciągów, to czysta
głupota. Ale ich wpływ na te bzdury i awantury wyciągowe był zerowy.
Pora do domu. A za dwa dni replay z wyrypy. Ot co.
Szczyrk, styczeń 2007
Jacek Cielniaszek
Beskidy24
Czekamy na Wasze opisy, opowiadania i reportaże zwiazane z tematyką Beskidów i nie tylko. Chętnie zamieścimy Wasze artykuły wraz ze zdjęciami i Waszym podpisem. Wszelkie informacje ślijcie na adres: portal@beskidy24.pl
Wyrypa
Sypnęło. Nareszcie.
Dostawali nerwowych drgawek przy tej diabelnie przedłużającej się, listopadowej dupówie. Już połowa
stycznia a zimy brak. Deprecha. Psycha wysiada, materia flaczeje.
Decyzja zapadła z minuty na minutę. Kierunek Szyndzielnia i Klimczok. Tourowy szpej do futerałów i w drogę.
W Bielsku śniegu cieniutko, co w górach? Pod dolną stacją kolejki linowej inny
świat. Alaska. Syberia. Biało i mrozik lekki. To był strzał w
dziesiątkę z tym wyjazdem.
Sapali ciężko... Wory szturmowe nie
były ciężkie, ale to pierwsza wyrypa w sezonie i siłą rzeczy trzeba się
rozkręcić. Podchodzili zielonym szlakiem. Zero śladów. Nikt tam nie
chodził od opadów śniegu. Miejscami zaspy do pasa, miejscami wywaiane
do podłoża, ale radość powszechna. Czteroosobowa grupka wyrypiarzy
spełniała swoje marzenia. Inauguracja sezonu w tym nieudanym sezonie to
naprawdę święto. dziadek robił za "konia" i zakładał ślad. Za nim
posłusznie ciągnęli: Cebula, Larwa i Łysy robiący za "rygiel" w tej
małej ekipie.
Przy skrzyżowaniu z czerwoną
trasą niespodziewane spotkanie. Starszy, wręcz wiekowy już pan, z siwą
głową pruł z buta pod górę wspomagając się kijkami. Ciepłe powitanie i
chwila górskiego rozgaworu:
- Jak mniemam to chyba, a raczej na pewno na Szyndzielnię na tych dechach idziecie - spytał nieznajomy.
- A owszem, a potem Klimczok i może cos jeszcze jak pogoda pozwoli - odparł Dziadek.
- Korzystajcie z tej spóźnionej zimy, idzćie na Błatnią. To piękna wycieczka - kontynuował nieznajomy.
- Oj, to już raczej do Szczyrku zjedziemy, bliżej i transport łatwiejszy - wtrąciła Larwa.
-
Powodzenia i do zobaczenia w schronisku. Ja dalej czerwonym pójdę, bo
przetarty, a Wy pewnie do końca tym wyrypiarskim zielonym - uśmiechnął
się nieznajomy.
- Jak na pierwszą wycieczkę, to rzeczywiście jest to trasa wyrypiarska. Do zobaczyska - Dziadek machnął ręką na pożegnanie.
Schronisko było opustoszałe. W przechowalni nart było pusto.Wszędzie nietypowa, jak na to miejsce
cisza. Zima zaskoczyła turystów, jeszcze się nie zlecieli w góry, ale
to dobrze, będą samotnie bawić się cały dzień.
Na schodach z
jadalni pojawił się nieznajomy. Chwilkę pogadali o warunkach i dalszej
trasie wyrypy. Uradzili wspólnie przejście na Klimczok i zjazd do
Szczyrku. Podpowiedzi nieznajomego, który był (jak się okazało w
rozmowie) doświadczonym turystą zimowyw, były trafne. Szkoda takiej
pogody na szybki powrót. Dziadek zebrał grupkę i ruszyli w kierunku
Klimczoka. Trasa ubita była tutaj ratrakiem, po "sztruksie" mkneli
szybko na deskach.
Klimczokowe schronisko również przygniotło ich pustką i ciszą. Coś wypili, coś zjedli, trochę
wygrzali lekko podmarznięte dupy i dalej w drogę. Było trochę ciężko
przy zjeździe, ale kondycja dopisywała. Całorocznetreningi robiły
swoje. Szczyrk w dniu powszednim robił senne wrażenie. Jeszcze się nie
zjechało narciarska horda.
- Oj w soboty i w niedziele będzie się tu działo, ludzi tłum - skrzywił się Łysy.
-
G... za przeproszeniem będzie się działo. Większość wyciągów stoi,
znowu kłótnie o dzierżawy i taki cyrk nie ma końca. Burdel narciarski -
Dziadek klął w żywe oczy.
MIEJSCOWOŚCI