Beskidy24 » Artykuły » Niezależnie od pogody - w dolinie Pańszczycy
W nocy zbudziły mnie przewracające się kamienie na zewnątrz - ktoś lub coś chodziło blisko naszej dziupli. Myślałem o jedzeniu,
które Tomasz dla bezpieczeństwa wyniósł na zewnątrz. Pewnie padło łupem
- tylko czyim ? Zbudziłem śpiących w najlepsze przyjaciół, zrobiliśmy
trochę szumu i odgłosy ucichły.
Nie minęło pół godziny i kolejny
incydent. Czekan zagradzający drogę wejścia do środka koleby przewrócił
się, a upadając na kamienie wydał głośny, metaliczny dźwięk. W
sekundę byliśmy w pełnej gotowości. Serce nabrało tempa. Leżeliśmy
nieruchomo z wielkimi oczami wpatrzonymi w płachtę u wejścia. Była
zupełnie nieruchoma. Nie było wtedy ani grama wiatru. Co więc
przewróciło czekan ? Niespokojnie, z przeróżnymi wizjami próbowaliśmy
zasnąć. Mnie zajęło to najwięcej czasu.
W końcu to Ja, byłem jako pierwszy przy wejściu :-)
Ranek nie zaskoczył Nas piękną i słoneczną pogodą -
jak to bywa w opowiadaniach. Lało tak samo jak poprzedniego dnia.
Siedzielismy wpatrzeni w ściany Buczynowych Turni co chwila
przesłanianych mgłą. Uświadamialiśmy sobie powoli, że z Orlej Perci tym
razem nic nie będzie a juz na pewno nic z przyjemności. Pozbieralismy
się jako tako i ruszylismy w dół, w kierunku Murowańca. Przechodząc
przez Dubrawiska czuliśmy się bardziej jak w Amazonii aniżeli w
Tatrach. Szlak ledwo było widać gdyż zamienił się w potok, w którym co
jakiś czas wystawał kamień na którym można było stanąć.
W
schronisku tylko szybkie piwko i pognaliśmy w dół, do Brzezin. U wylotu
szlaku niebo nad nami odsłoniło się i wyszło na chwilę słońce.
Popatrzyliśmy na siebię i bez żadnego komentarza poszliśmy dalej w dół.
Beskidy24
Czekamy na Wasze opisy, opowiadania i reportaże zwiazane z tematyką Beskidów i nie tylko. Chętnie zamieścimy Wasze artykuły wraz ze zdjęciami i Waszym podpisem. Wszelkie informacje ślijcie na adres: portal@beskidy24.pl
Niezależnie od pogody - w dolinie Pańszczycy
Tatry. Pomysł, decyzja i wyjazd.
Wszystko
rozegrało sie błyskawicznie. Celem miała być Orla Perć i jej odcinek z
Krzyżnego do Granatów. Jedynym problemem były prognozy pogody
zakładające spore opady w sobotę i nieco mniejsze lub ich całkowity
brak w niedzielę. Stwierdziliśmy, że w Tatrach bywa różnie z tą pogodą
a prognozy nie zawsze sprawdzają się więc jedziemy. Poza tym mieliśmy
taką ochotę jechać w Tatry... Chyba tylko trzęsienie ziemi mogłoby nas
wtedy powstrzymać.
Wyruszyliśmy z Brzezin, czarnym szlakiem w kierunku Psiej Trawki.
Nie
upłynęło nawet 15 minut jak lunęło. Schowaliśmy się czy prędzej pod co
większe drzewa czekając aż przestanie padać - jeszcze wtedy nie
wiedzieliśmy że to kompletnie bez sensu. Po paru minutach deszcz
przeszedł w mżawkę i ruszyliśmy dalej. Z Psiej Trawki odbiliśmy w
kierunku Waksmundzkiej Polany. Wszędzie mglisto i mokro.
Po ok. 3 godzinach znależliśmy się w dolinie Pańszczyckiej.
Uzbrojeni
w raki i czekany ! podążaliśmy w kierunku przełęczy Krzyżne w
nieustającej już ulewie. Tomasz krzyknął w pewnym momencie - płetwy
trzeba było wziąć a nie to całe żelastwo! Śmiałęm się wtedy pamiętam,
choć nasz wygląd był co najmniej opłakany.
Przed samym podejściem na
przełęcz przemoczeni już do suchej nitki schowalismy się w niedaleko
położonej kolebie skalnej. Całkiem obszerne wnętrze i co najważniejsze
kawałek suchego miejsca do siedzenia poprawił Nam humor. Przebraliśmy
sie w suche rzeczy, nastawiliśmy kuchenkę. Zrobiło sie zupełnie
sympatycznie. Hinol polepszył nastroje a małe co nieco, które Tomasz
wyjął z plecaka - jeszcze bardziej. Patrząc przez dziurę na zewnątrz,
na nieustepliwy deszcz, powoli zdawalismy sobie sprawę z konieczności
odpuszczenia dalszej drogi tego dnia. Niebawem wskoczyliśmy w śpiwory i
usnęliśmy.
MIEJSCOWOŚCI