Beskidy24 » Artykuły » Pogotowie ratunkowe nie dla wszystkich
Na Jurze z roku na rok przybywa turystów i co za tym idzie wypadków.
Urazom ulegają wspinacze odpadający od ścian Ostańców. Zwykle mają
rozbite głowy, połamane obojczyki.
Podobne obrażenia odnoszą speleolodzy. Przytomni mogą, zaciskając zęby
sami dotrzeć do szpitala. Ale jest to ryzykowne, zwłaszcza w przypadku
urazów głowy. Ranny ze wstrząśnieniem mózgu w każdej chwili może
stracić przytomność. Lepiej, aby był transportowany karetką.
Bartłomiej Romanek, Janusz Strzelczyk
POLSKA Dziennik Zachodni
Pogotowie ratunkowe nie dla wszystkich
Piotr van der Coghen, poseł i szef Jurajskiej Grupy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego twierdzi, że pogotowie ratunkowe nie chce przyjeżdżać do wszystkich rannych poszkodowanych w wypadkach na szlakach górskich i jurajskich, w jaskiniach, podczas wspinaczki skałkowej.
Zdaniem van der Coghena pogotowie transportuje rannych tylko w przypadku, gdy mają oni uraz kończyny dolnej, głowy albo kręgosłupa.
- Turysta lub narciarz, który złamie rękę musi wraz z nartami i plecakiem albo sprzętem wspinaczkowym sam dostać się do lekarza, a co będzie kiedy na przykład zasłabnie po drodze - mówi van der Coghen.
Szef jurajskich ratowników podkreśla, że za sytuację odpowiada również system finansowania zespołów pogotowia ratunkowego.
Narodowy Fundusz Zdrowia płaci za tzw. gotowość, a nie jak w przeszłości za każdy wyjazd karetki.
Khalid Hagar, dyrektor stacji pogotowia ratunkowego w Myszkowie, które często wyjeżdża do poszkodowanych na Jurze uważa, że karetki powinny wyjeżdżać praktycznie do wszystkich zgłoszeń.
- Nie wiem, na jakich zasadach odbywa się to w innych stacjach, ale my przyjmujemy wszystkie zgłoszenia dotyczące wypadków. Przecież ratownicy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego nie są w stanie zdiagnozować urazów wewnętrznych - zapewnia Hagar.
MIEJSCOWOŚCI