Beskidy24 » Aktualności » Przepłynął Wisłę pod prąd!
6 sierpnia rano Marian Gonciarz wyruszył z Wisły Śmiałej koło Świbna w górę królowej polskich rzek. I tak dzień po dniu, etap po etapie, pokonywał Wisłę, z różnymi problemami, ale i wieloma wspaniałymi przygodami.
- Największym problemem był wiatr i fale, które nieraz mocno kołysały. Wtedy bardzo przydawało się moje doświadczenie nabyte podczas uprawiania kajakarstwa górskiego. W trudnych sytuacjach było troszeczkę emocji, ale jakoś sobie poradziłem – mówi z uśmiechem dzielny kajakarz. Pan Marian jest „pozytywnie zakręcony” na punkcie tego co robi, więc o swojej podróży pod prąd Wisły mógłby opowiadać godzinami. I nikt by się nie nudził, gdyż wspomnień z podróży swojego życia, ma mnóstwo.
- Z takich przyjemnych rzeczy to bardzo miło wspominam cudowne łachy, żółty piasek, piękną przyrodę, i różnorodne ptactwo. Na przykład bardzo pomogły mi czaple, które jak stały w wodzie to wiedziałem, że w tym miejscu jest płytko, dlatego były one moimi przewodnikami. Poza tym widziałem sporo bobrów – mówi pan Marian.
Ciekawostką było również natrafienie na… dużą plażę naturystów. – W okolicach stolicy były nad Wisłą piękne, piaszczyste plaże. Tam właśnie, zupełnie przypadkiem, trafiliśmy na dużą plażę naturystów. Akurat niedaleko mieliśmy przerwę na posiłek i mieliśmy okazję zobaczyć wianuszek golasów, korzystających ze słońca. Jak się dowiedziałem od miejscowych był to Wał Miedzeszyński, tuż koło Warszawy – zdradza kajakarz.
Piękne przyjęcie w Wiśle
Po miesiącu wiosłowania pan Marian wreszcie dotarł do Perły Beskidów.
– Jestem zachwycony przyjęciem w Wiśle, bo nie spodziewałem się, że tyle serca i życzliwości spotka mnie ze strony pana dyrektora Roberta Dłużniaka, burmistrza Andrzeja Molina i wszystkich wiślan – mówi ze wzruszeniem.
– Chce również podziękować panu Robertowi Rybakowi, który od hotelu Gołebiewski wlał we mnie nową energię i tej grupie ludzi, która witała mnie na bulwarach Wisły, krzycząc „Marian, Marian, dasz radę!”. Dzielny kajakarz zakończył swoją podróż w sobotę przy moście obok ośrodka „Start”.
– Dyrektor Dłużniak otworzył szampana i wręczył mi kwiaty. To było coś fantastycznego, o mało się nie popłakałem – przyznaje pan Marian.
- Bardzo jestem wdzięczny, że pan burmistrz zaprosił mnie na zakończenie Rajdu Wisły, gdzie miałem okazję powiedzieć parę słów. Dziękuję tym wszystkim ludziom, którzy mi pomogli i ugościli podczas tej podróży. Marian Gonciarz mógłby skończyć właściwie swoją wyprawę już w sobotę, ale jego cel był taki, by dotrzeć pod skocznię w Malince.
- Wsiadłem na łódkę w niedzielę i dotarłem do połączenia Malinki z Wisłą. Jestem zadowolony, że się udało – mówił pan Marian. I tak kończy się prosta historia o dzielnym śmiałku i jego kajaku. Niezwykły wyczyn Mariana Gonciarza z pewnością zapamiętamy przez wiele lat.
Beskidy24.pl
Przepłynął Wisłę pod prąd!
Data: 16 września 2008 Region: WisłaW sobotę 6 września zakończył się 55. Rajd Wisły. Medialne i głośne wydarzenie zgromadziło na wiślańskim pl. Hoffa wielu ludzi, którzy oklaskiwali bohaterów ścigających się w piątek i sobotę po drogach Wisły, Cisówki, Hażlacha i Ruptawy. Tego dnia do Wisły przybył jeszcze jeden bohater, którego podczas honorowej mety 55. Rajdu Wisły przedstawiono publiczności. Tym bohaterem był Marian Gonciarz, który w ciągu miesiąca przepłynął królową polskich rzek od Bałtyku aż do jej źródeł, czyli do naszego miasta.
Początki przygody z kajakiem
Marian Gonciarz urodził się w Starym Sączu, ale od wielu lat, obecnie jako „stypendysta ZUS-u” mieszka w Nowym Sączu. Przygodę z kajakarstwem rozpoczął w latach 1953-54. - Moi przyjaciele skonstruowali drewnianą łódkę, kajakową „dwójkę”, więc jeździliśmy popływać na Dunajcu i Popradzie – wspomina pan Marian. - Drugą moją miłością jest narciarstwo, które uprawiam do dziś. I właśnie jak kiedyś jeździliśmy na nartach nasz trener, pan Tadeusz Nowak, zainteresował się kajakarstwem górskim i zabrał nas narciarzy na slalom kajakowy. I w taki właśnie sposób rozpoczęła się moja przygoda z kajakarstwem sportowym.
Po raz pierwszy wystartował w zawodach w roku 1958 w Szczawnicy. - Los tak zdarzył, że było mi wygodniej mieć kajak w Starym Sączu, więc trener powiedział, że jak chcesz go mieć u siebie w domu to musisz go sobie sam przetransportować. Okazało się, że najprościej i najtaniej jest przetransportować ten kajak drogą… wodną. Jednak z Nowego do Starego Sącza Dunajcem płynie się pod prąd, więc w ten oto sposób rozpocząłem swoją przygodę z pływaniem pod prąd. Dodam pod dość duży prąd, bo na tym odcinku Dunajec to typowo górska rzeka – opowiada Marian Gonciarz.
Takich „przejażdżek” kajakarz zaliczył jeszcze kilka. Okazało się, że pływanie pod prąd rwącego nurtu spowodowały, że pan Marian zaczął osiągać coraz lepsze wyniki. – Jak się nad tym zastanowić to trudność pływania pod prąd kajakiem uczy wielu rzeczy, także tej, że można w zwykłym codziennym życiu pokonywać wiele barier i trudności – przekonuje.
W późniejszym okresie Marian Gonciarz został zawodowym kajakarzem. Ocierał się o kadrę narodową a nawet pojechałem na mistrzostwa świata. W roku 1973 jego kariera wyczynowa dobiegła końca. - Zająłem się szkoleniem zawodników – mówi pan Marian.
Inspiracja wyczynem "Cenka"
- Do poważniejszego pływania pod prąd zainspirował mnie polski kajakarz, brązowy medalista olimpijski z Rzymu i mistrz świata z roku 1958 Stefan „Cenek” Kapłaniak, który jest znaczącą postacią polskiego kajakarstwa. W 1973 roku na drewnianej łódce przepłynął on odcinek Dunajca z Nowego Sącza do Nowego Targu. Był to wtedy bardzo medialny spektakl – wspomina pan Marian.
- Tak się złożyło, że przyszło 40-lecie mojego pływania i związku z kajakarstwem, więc sobie pomyślałem, że warto tą rocznicę w jakiś sposób uczcić. Wtedy postanowiłem, że przetartym szlakiem przez „Cenka” Kapłaniaka, przepłynę pod prąd ten sam odcinek Dunajca, z Nowego Sącza do Nowego Targu. Pan Marian jak postanowił, tak zrobił i w ciągu sześciu dni udało mu się pokonać nurt Dunajca, łączący Nowy Sącz z Nowym Targiem. Następnym pomysłem dzielnego śmiałka było uczczenie 60. urodzin przepłynięciem pod prąd całego Dunajca.
– Jak się wtedy dowiadywałem to przede mną chyba jeszcze nikt tego nie dokonał. W roku 2002 udało mi się przepłynąć cały Dunajec, startując od Ujścia Jezuickiego w górę rzeki w ciągu 12 dni – opowiada kajakarz. – Dunajec okazał się dla mnie łaskawy i uraczył mnie niedużą falą oraz piękną pogodą.
Teraz Wisła...
Marian Gonciarz podkreśla, że aktywność ruchowa jest bardzo ważna i pozwala na dużo lepszą jakość życia. Sam aktywnie uprawia sport, więc forma cały czas mu dopisywała i zresztą dopisuje nadal. – W roku 2006 byłem z żoną Danusią, która przez te wszystkie lata wspierała mnie w tym co robię, u córki w Stanach Zjednoczonych. W pewnym momencie z ust córki padło hasło: „Tata teraz musisz przepłynąć Wisłę”. Na początku było to tylko hasło, ale w miarę upływu czasu pomysł ten zaczął kiełkować i jak się okazało udało się wprowadzić go w życie – mówi Marian Gonciarz.
Pan Marian opowiada, że jak zaczął studiować mapy Wisły przed wyprawą to „miał pietra”. Jednak nie zniechęciło to doświadczonego kajakarza do podjęcia tego niezwykłego zadania. - W maju tego roku postanowiłem przepłynąć Wisłę pod prąd. Oczywiście jest to kosztowna wyprawa, dlatego musiałem najpierw poszukać wsparcia finansowego u sponsorów. Znalazłem kilka osób, którym się mój pomysł spodobał i udało się zgromadzić niezbędne środki na wyprawę – relacjonuje pan Marian. – Szkoda tylko, że telewizja w ostatniej chwili wycofała się z tego projektu, bo zależało mi na medialnym wsparciu tego, jak mi się wydaje, nietuzinkowego pomysłu.
MIEJSCOWOŚCI