Beskidy24 » Artykuły » 20 start Dudka na 100 km w Biel w Szwajcarii
Edward Dudek z flagą
20 start Dudka na 100 km w Biel w Szwajcarii
Znany organizator i uczestnik wielu biegów długodystansowych i zawodów narciarskich w Polsce opisuje swój 20 jubileuszowy start w ultramaratonie 100km. Tym razem biegał w Szwajcarii a o trudach tego biegu można przeczytać w poniższej relacji.
W tym roku po raz 55 w szwajcarskim Biel/Bienne odbyło się światowe święto biegania. W tym roku we wszystkich biegach wystartowało łącznie 4200 zawodników. Pierwszy bieg w Biel na 100 km odbył się 1959 roku, natomiast kobiety wystartowały 4 lata później. Setka w Biel to od lat największa impreza ultra natym dystansie. Od lat w tej prestiżowej imprezie udział biorą Polacy. Przez ostatnie lata z związku pojawieniem się wielu biegów górskich i ultra w Polsce, udział biegaczy z naszego kraju jest coraz mniej liczny. Od 21 lat ekipa Podbeskidzia stanowiła trzon zawodników z Polski, w tym roku mocną ekipę przywiozło miasto Leszno, które podpisało partnerstwo z Biel/Bienne.
W tym roku na starcie stanęło 23 Polaków ( 15 na 100 km )w Team Dudek 5 zawodników pobiegło na 100 km wśród nich najstarsi stażem Czesław Mędrala 21 biegi, oraz dwaj tegoroczni jubilaci Edward Dudek i Sylwester Klinowski, piąty bieg zaliczył Zenon Stępień i debiutował na 100 km Sebastian Jażdżewski. Weronika Dudek najmłodsza z naszej ekipy wystartowała na 21,5 km nordic walking, Janusz Sobkowski pobiegł na 1/2 maraton, Maciej Pająkowski, który przed laty zaliczył już 100 km w Biel, tym razem pełnił rolę coach jadąc na rowerze jako serwisant Edwarda Dudka, Irena Dudek jako menażer odpowiadała za serwis foto.
Jest pogodnie 7 czerwca br. godzina 21:30 przyjeżdzamy do centrum pod Kongresshaus, ostatnie fotografie, na placu jak co roku od 21 lat Marta i Bogdan Malaszewski zaprzyjaźniona rodzina z Polski mieszkająca od 25 lat w Szwajcarskim Biiren. Do startu coraz mniej czasu ostatnie pożegnania, cały nasz Team w komplecie z wyjątkiem serwisanta Maćka, który wraz 500 rowerzystami udał się na 21 km do Lyss, gdzie serwis meni będą oczekiwali na swych zawodników. Ostatni buziak od Irenki i przedzieram się wraz z Sebastianem przez gąszcz zawodników i kibiców do linii startu, przed nami tańczące akrobatycznie piękne dziewczyny, zaczyna się odliczanie i punktualnie o 22:00 start ponad 900 uczestników biegu na 100 km.
Pozostałe biegi maraton, 1/2 maraton, i jak nazywają to Szwajcarzy radosny marsz ( nordic walking) startuje 22:15. Na ulicach Biel tłumy i gorący doping, zaczynam tym razem wolniej mając świadomość, kontuzji biodra jakiej nabawiłem się jeszcze w kwietniu. Dopiero w tym roku biegnąc wolniej na początku, zdałem sobie sprawę jakie trzeba pokonać podbiegi. Do bólu biodra doszła jeszcze niestrawność żołądkowa, która będzie mi towarzyszyła przez całe 100 km. Mijam kolejne kilometry, na trasie sporo kibiców, oraz dużo festynów, na polach słychać tradycyjne dzwonki pasących się krów. Punkty żywnościowe dobrze zaopatrzone, ale mój organizm nic nie przyjmuje, tylko wodę i colę. Jest 17 km Arberg wspaniały zabytkowy drewniany most i jak zwykle bardzo dużo kibiców, są Polacy rozpoznali mnie po czapce z orzełkiem i koszulce zmaga się doping, na moście tradycyjnie fotoreportaży. To tu właśnie kończą swój bieg 1/2 maratończycy i n.w. którzy wcześniej robili dodatkową rundę po mieście. Ból żołądka się nasila, po głowie chodzą różne myśli,( znając swój organizm sam nie wiem dlaczego dałem się skusić na tą Szwajcarską kolację w Sahligut kurczaka z ryżem i sosem), a do mety jeszcze bardzo daleko. Jest Lyss miasteczko rozglądam się za Maćkiem po chwili mój serwisant jest już przy moim boku, przy rowerze biało czerwona flaga, po chwili słyszymy brawo Polska – to miłe. Biegnę dalej tempo jak dla mnie średnie, żeby nie powiedzieć słabe, po drodze co jakiś czas wyprzedzają mnie zawodnicy biegnący sztafetowo 100 km, oni też widząc napis Polska pozdrawiają i dopingują do dalszego biegu. Na trasie wymieniamy z serwisantem Maćkiem spostrzeżenia, sam kiedyś to przebiegł więc ma obraz i pojęcie, sam twierdzi, że nie wiedział że taka ciężka jest ta trasa.
Jest 56,5 km Kirberg drugi punkt gdzie można zakończyć bieg, ból żołądka jest nawet mocniejszy niż obolałe biodro, wszak świadomość, że to mój jubileuszowy bieg i że na mecie oczekuje żona Irena i Marta z Bogdanem podświadomie zmusił mnie do dalszego marszu. Teraz zaczyna się najtrudniejszy odcinek trasy, po raz pierwszy w ciągu tych 20 lat mam latarkę, którą oddał mi serwisant, bo na tym odcinku znowu nasze drogi się rozstają. Teraz samotnie pobiegnę przez 15 km, grobla Hoszymina, sam nie wiem jak kiedyś pokonywałem ten odcinek biegnąc dużo szybciej i bez lampy, gdzie wyrwy, korzenie z lewej strony rwąca rzeka Emme, a z prawej przepaść na 10 m i wystające kamienie, gałęzie drzew. Na dworze robi się szaro, kiedyś przed laty na tym odcinku było tak ciemno, że biegłem z rękami wysuniętymi przed siebie. Jestem w Gerlafingen, na kolejnym punkcie, biorę colę bo nic innego organizm nie chce przyjąć, podbiegam 50 m jest namiot w którym jest fest, wpadam do środka wylewam colę i zamieniam na kubek piwa, może to zmusi mój żołądek do pracy. Na 70 km już na swych partnerów czekają coach jest i mój Maciek. Do mety jednak jeszcze daleko, Maciek mnie pociesza jak może, a zegar nieuchronnie przesuwa swe skazówki. Jest Bibern 76,5 km ostatni punkt na którym można zakończyć wyścig, do mety dużo i mało, ale teraz zaczyna się ponad kilometrowa wspinaczka, a potem to już tylko z górki i płaskie. Tego podbiegu nawet nie próbuję wybiec, idąc trzymam się za brzuch, czuję się obolały i prawie zrezygnowany, na szczycie zdobywam się jednak na trucht.
Biegnąc nad rzeką Aare na 88 km dochodzi mnie wspaniałe małżeństwo Lidka i Leszek Walczak z Leszna. Po chwili siadam na ławeczce i wpatrując się w nurt rzeki uświadamiam sobie, że zaplanowanego czasu na dzisiejszy dzień do nici, proszę serwisanta o łyk piwa i powoli zaczynam iść do kolejnego punktu w Biiren. Słonko świeci coraz mocniej ( przed laty to sobie żartowałem, że nie chcę się opalać na biegu), kolejny most nad kanałem i teraz to już tylko wzdłuż Niadu-Biiren-Kanal. Widzę napis 95 km, dokładnie pamiętam te kilometry z ubiegłego roku, gdzie z Krzyśkiem Czupryną biegliśmy razem, jak one się ciągły. Cały czas Maciek mnie pociesza, że to już blisko, jeszcze się zrywam mijam dwóch kolejnych zawodników, jeszcze tylko 3 podejścia i już meta,widać namiot. Ostatni zryw w namiocie otrzymuję, naszą flagę, Maciek wyciąga swoją z roweru, po chwili się zatrzymuję, ktoś krzyczy że to jeszcze nie meta, biegnę dalej, robią fotki znów się zatrzymuje, ale to również nie finisz, okazuje się że meta jest za 30 m, spiker zapowiada Edward Dudek Polonia jest medal i piwo bezalkoholowe.
Są pierwsze gratulacje, od żony Ireny, znajomych Marty i Bogdana Malaszewskich, braci Janusza i Zbyszka Sobkowskich, oraz od serwisanta Maćka Pająkowskiego. Na mecie miła niespodzianka, jest były proboszcz z Biel, który przez 18 lat odprawiał nam mszę św. Chwila oddechu i wrażenia z trasy, udaję się z Martą do biura zawodów po zasłużony złoty medal za 20 ukończonych biegów na 100 km w Biel/Bienne, oraz dyplom i koszulkę finiszera. Jest jeszcze jedna niespodzianka, zaproszenie na godzinę 17:00 na główną scenę po odbiór upominku.
Najlepszy z Polaków, a zarazem Team Dudek był Zenek Stępień 13 generalnie i 2 m-ce w M-50 z czasem 8:27,25, Edward Dudek M-55 40 m-ce czas 12:38 , Czesław Mędrala M-65 8 m-ce czas 13:07, Sylwester Klinowski M-55 47 m-ce czas 13:08, Sebastian Jażdzewski M-30 39 m-ce czas 14:03, Janusz Sobkowski 1/2 maraton M-60 8 m-ce Wreonika Dudek 21,5 km nordic walking pokonała w 3:12.
O godzinie 17 na scenie wśród 5 wyróznionych znaleźli się Edward Dudek i Sylwester Klinowski za ukończone 20 - 100 km biegów, otrzymali stosowne dyplomy, suweniry i certyfikaty na darmowy przyszłoroczny start w Biel/Bienne, oraz po pięknej róży, a przy okazji oczekiwania na dekoracje poznali znanych przed laty supermaratończyków z Nidau Leo Bleuel, który ma na koncie ukończonych 18 100 km w Biel.
MIEJSCOWOŚCI