Beskidy24 » Artykuły » Schronisko w Roztoce nie jest zagrożone
Jak twierdzi, jest też zmęczony ciągłym wiązaniem końca z końcem. - Niestety, Roztoka nie jest dochodowa - zaznacza. - Owszem, latem się zarobi, ale potem przez cały rok trzeba dokładać. Nawet na pensję i ZUS dla pracowników się nie zarobi.
Jak podkreśla prezes Kalarus, kryzys finansowy jednak Roztoce nie grozi. Owszem, przyznaje, koszty prowadzenia schronisk są wysokie ze względu na bardzo duże podatki od nieruchomości, ale Roztoka zagrożona bankructwem nie jest. - Inwestowaliśmy tam i jeszcze zamierzamy pewne rzeczy ulepszyć - mówi Kalarus. - Liczymy na nowego ajenta. Mamy też nadzieję, że może Słowacy zgodzą się na kładkę. Chcemy jednakże, by Roztoka pozostała cicha, spokojna, by nie stała się Morskim Okiem.
Obecnie schronisko w Roztoce, z uwagi na zmianę ajenta, jest nieczynne. Do kiedy? Nie wiadomo.
Schronisko w Roztoce nie jest zagrożone
Czy najstarszemu schronisku w Tatrach Polskich w Roztoce grozi bankructwo? Jerzy Kalarus, prezes Spółki Schroniska i Hotele PTTK "Karpaty", prowadzącej obiekty m.in. w Tatrach - zapewnia, że schronisko nie jest zagrożone, a odejście po 34 latach ajenta Marka Pawłowskiego nie jest spowodowane złą sytuacją finansową Roztoki.
Do drugiej wojny światowej schronisko było mekką taterników. Złe czasy przyszły, gdy zamknięto dla turystów drogę do schroniska, pozostawiając jedynie dojście od Wodogrzmotów Mickiewicza. Od tego czasu popularne schronisko zaczęło być omijane. Pozostali tylko nieliczni wierni turyści. Większość bowiem wybierała szlak biegnący asfaltową drogą z Palenicy Białczańskiej do Morskiego Oka.
- Jesteśmy poza szlakiem - żalił się dwa lata temu Marek Pawłowski, gazda prowadzący najstarsze schronisko w Tatrach. Miał nadzieję, że w końcu Tatrzański Park Narodowy otworzy drogę, a po wejściu Polski i Słowacji do strefy Schengen, sytuacja schroniska się zmieni. - Wystarczy tylko na Białce, tuż przy schronisku, przywrócić - jak to było 70 lat temu - kładkę i pozwolić turystom chodzić tędy na Słowację - marzył Pawłowski. Jego zdaniem, ożywiłoby to znowu Roztokę.
- Dziś już wiemy, że Słowacy nigdy się na to nie zgodzą - wyjaśnia gazda z Roztoki. Sam - po 34 latach walki, by przywrócić dawne czasy, gdy schronisko tętniło gwarem turystów i taterników - zrezygnował z prowadzenia Roztoki.
- Dlaczego to robię? Kiedyś i tak trzeba było odejść - zauważa Pawłowski. - Mam już 60 lat i nigdy jeszcze nie widziałem morza latem. Poza tym skończyło się już takie klasyczne prowadzenie schroniska górskiego, w którym można było spotykać się z ludźmi gór. Teraz praca polega na wypełnianiu góry papierów.
MIEJSCOWOŚCI