Beskidy24 » Artykuły » GSB - Dzień IX (Lubań)
Do samego Krościenka jest z góry. Z Czorsztyna dojazd zajmuje nie więcej niż 10 min., mimo odległości rzędu 8-9 km!
Adrenaliny dodają kierowcy busów i tir-ów, którzy starają się nie widzieć rowerzysty, mijając mnie o centymetry. Przy prędkości 40 km\h wizja upadku pod koła lub na pobocze jest nie do przyjęcia więc uważam jak mogę również na innych.
Krościenko nad Dunajcem
Sympatyczny, nisko zabudowany rynek, 200 m. dalej most, Dunajec i góry wokół.
Zaglądam do polecanej pizzerii. Zamawiam pizzę, napój, włączam do ładowania telefon, baterię do aparatu. Właściciel nie kryje swojego niezadowolenia z tego powodu - dopłacam 2,50 za prąd...
Po drodze wpadam jeszcze do delikatesów na zakupy. 10 min. później, po wyjściu ze sklepu plecak waży tyle co zwykle, czyli w okolicach 25 kg. Nieeee!
Na zegarku tymczasem dochodzi 18.00, a ja na Lubań jeszcze z tym tobołem muszę...
Wizja ogniska, pieczonek, czekających na produkty ludzi w bazie wyzwala we mnie ukryte zapasy energii i podjazd na Lubań z Krościenka pokonuje w 1 godz. i 50 min.
Wieczór przy ognisku kończy się o świcie! Uśmiechnięty, jak kłoda zwalam się do namiotu ok. 4 nad ranem. Czy odpocząłem tego dnia? - oczywiście!!
Jutro Beskid Sądecki.
Beskidy24.pl
GSB - Dzień IX (Lubań)
Poprzedniego dnia, przejazd z Maciejowej poprzez Turbacz na Lubań "dał popalić". Byłem już zmęczony 8 dniem "kręcenia". Postanowiłem więc że środa, IX dzień podróży, będzie wielką siestą, dniem wypoczynku i obżarstwa zarazem.
Wspólnie z szefostwem bazy namiotowej na Lubaniu (Grześ i Marysia) zaplanowaliśmy upichcić coś dobrego wieczorem. Padło na pieczonki. Szybko zapełniła się lista zakupów niezbędnych do wieczornej biesiady. Cóż było robic... na rower i do sklepu!
Wcześniej jeszcze wygrzałem się na karimacie przed namiotem, tak aby nie mieć wątpliwości co do charakteru dzisiejszego dnia - dnia odpoczynku i regeneracji.
Zarzuciłem swój pusty plecak i zielonym szlakiem pognałem w dół. Piękne to uczucie nie mieć tylu kilogramów na plecach. Od razu człowiek dostaje wiatru w żagle przy zjeździe. Jest pięknie!
Szlak zbiega początkowo stromo w dół, leśnymi zboczami Lubania. Jest technicznie do połowy a potem dość szybko. Wkrótce wyjeżdżamy na rozległe łąki i pola, skąd roztaczają się widoki na Pieniny i górujące nad nimi, nieco z tyłu - Tatry.
Dojeżdżam do głównej drogi prowadzącej z Krościenka na Nowy Sącz. Szybko postanawiam "zajrzeć" na chwilę do Czorsztyna zobaczyć zamek i jezioro z bliska.
Po ostrej walce na górskich szlakach, asfalt działa na podjeździe jak balsam dla ciała. Stromy podjazd z Grywałdu zapowiada tym samym niezły zjazd:-)
Dojeżdżam do zamku. Mnóstwo ludzi, samochody - uciekam po kilku minutach. Jeszcze tylko lody "produkcji własnej" jak głosi szyld przy drodze (lody lepiej wyglądają niż smakują) i dojeżdżam do skrzyżowanią na którym chwilę stoję wertując mapę. Myślę jak dojechać do Krościenka przez Pieniny, Przełom Dunajca, etc. Po przeliczeniu kilometrów, podliczeniu czasu, pomysł ten wybijam sobie z głowy. Jest za daleko, poza tym dzisiaj i pieczonki i ognisko... O tak!
Gnam w dół tym samym asfaltem którym niedawno podjeżdżałem. Kładę się maksymalnie nisko nad kierownicą, kolana przytulam do siebie, na liczniku stopniowo: 40, 50, 60... staje na 66 km/h. Na drodze ograniczenie do 50 - dobrze że fotoradaru nie było :-)
Galeria
MIEJSCOWOŚCI