Beskidy24 » Artykuły » Lawina czeka wszędzie w Tatrach
Są jednak w Tatrach rejony szczególnie niebezpieczne, gdzie lawiny schodzą wiele razy w ciągu dnia.
Najbardziej zagrożony jest, jak ostrzegają ratownicy, rejon Morskiego
Oka. Tu występują największe i najczęstsze lawiny. Generał Mariusz
Zaruski podał, że 11 maja 1909 r. zeszło ich w rejonie Morskiego aż...
1200! Podobnie było w kwietniu 1948 r. Wtedy w ciągu dnia
odnotowano kilkaset lawin mniejszych lub większych w ciągu jednego dnia.
– W tej chwili wszędzie w Tatrach jest zagrożenie lawinami, a
szczególnie rejon Morskiego Oka – ostrzega naczelnik Marasek. – Teraz w
górach wieje silny wiatr, sypie śnieg, występują zamiecie i zawieje,
znacznie uniemożliwiające wycieczki.
Jak ostrzegają zakopiańscy meteorolodzy, w tym tygodniu warunki w
Tatrach jeszcze się pogorszą. Zapowiadają intensywne opady śniegu.
Wyprawy w góry więc lepiej odłożyć.
Halina Kraczyńska
POLSKA Gazeta Krakowska
Lawina czeka wszędzie w Tatrach
W Tatrach powoli zaczyna się ruch. Za kilka dni turystów na szlakach będzie jeszcze więcej, bo rozpoczynają się ferie. Zimowy wypoczynek dzieci i młodzieży potrwa do 23 lutego. Wielu z nich przyjedzie z wycieczką, kolonią, oazą, rodzicami czy z grupą rówieśników. Większość z nich pójdzie w góry na bliższe lub dalsze wędrówki, choć nie zawsze warunki będą temu sprzyjały. Dla ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego będzie to okres wytężonej pracy. Pierwsza lawina, która zeszła w minioną sobotę w Tatrach Zachodnich, choć mała, porwała jednak z sobą troje turystów. Na szczęście, udało im się wyjść prawie bez szwanku.
Toprowcy ostrzegają turystów, którzy bardzo często bez zastanowienia i lekkomyślnie wyruszają na tatrzańskie szlaki: zimą całe Tatry są niebezpieczne, o każdej porze dnia i nocy, i przy każdym stopniu zagrożenia lawinowego.
– Turyści bardzo często myślą, że jak ogłaszamy drugi stopień zagrożenia lawinowego, to mogą śmiało iść, właściwie wszędzie w Tatry – mówi Adam Marasek, zastępca naczelnika TOPR.
A to nieprawda. Nawet lawinowa „jedynka” zawsze pozostaje stopniem zagrożenia, a nie stopniem bezpieczeństwa.
To właśnie przy lawinowej „dwójce” pięć lat temu zginęło w lawinie na Rysach ośmiu licealistów z Tychów. Podobnie było rok później z czterema taternikami z okolic Nowego Sącza. Ich także porwała lawina, choć był „tylko” – jak by powiedzieli turyści – drugi stopień zagrożenia.
Amatorzy zimowych wędrówek po tatrzańskich szlakach powinni przede wszystkim pamiętać, że lawiny schodzą nawet w miejscach, gdzie nikt by się ich nie spodziewał.
Trzy lata temu zsunęły się potężne zwały śniegu na drogę do Morskiego Oka. Jednak nie w Żlebie Żandarmerii, gdzie schodzą właściwie co roku, ale przy Wodogrzmotach Mickiewicza, w Żlebie Siwarna.
– Tu nie schodziła lawina od 30 lat – tłumaczył wtedy Stanisław Czubernat, wicedyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego. – Myśleliśmy, że Wodogrzmoty są już bezpieczne, bo Żleb Siwarna zarósł i lawiny przestały tam schodzić.
Uśpione lawiny mogą dopaść turystów wszędzie. W 1856 r. potężna lawina zeszła w Dolinie Kościeliskiej i zasypała pięciu górników. Kilkanaście lat temu zwały śniegu zasypały nawet szlak na Skupniowym Upłazie, a kilka lat temu lawinę odnotowano na Kalatówkach i na Kondratowej.
Jednak, jak tłumaczy dyrektor Czubernat, lawiny schodzą z różną częstotliwością na różnych stokach. Według jedynej mapy lawinowej, wykonanej przez Marię Kłapową, byłą kierowniczkę Zakładu Hydrologii i Meteorologii Tatr IMGW w Zakopanem, jedne schodzą co rok, inne co kilka lat, a jeszcze inne co 50, np. w Żlebie Marcinkowskim, gdzie ostatnia zapamiętana lawina miała miejsce w 1956 roku. Trafiają się też lawiny co 100 lat.
MIEJSCOWOŚCI