Nasza strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.

Beskidy24 » Aktualności » Na skocznię w Beskidach czekano pięć lat

Na skocznię w Beskidach czekano pięć lat
Środa, godz. o 13.56. Adam Małysz oddaje pierwszy skok na nowej skoczni w Wiśle Malince

"Mam fajny pomnik postawiony za życia, ale najbardziej cieszy, że przybyło miejsce do trenowania".

Z Adamem Małyszem rozmawia w Wiśle Rafał Musioł



Nie wahał się Pan w momencie, gdy padła propozycja, żeby skocznia w Wiśle Malince nosiła Pana imię?

Trochę tak, bo przecież imiona różnym miejscom nadaje się raczej pośmiertnie. Zresztą miałem już sporo takich propozycji, które dotyczyły szkół, sal gimnastycznych i ulic. Pomyślałem jednak, że jest jedna różnica: tamte miejsca nie miały nic wspólnego z tym, co robię w życiu, a skocznia to... skocznia.

Podoba się Panu ten pomnik postawiony za życia?


Jest fajny (śmiech). To nowoczesna skocznia, trudna technicznie, która trochę przypomina Wielką Krokiew w Zakopanem, chociaż leci się trochę wyżej niż tam. Najbardziej cieszy mnie to, że przybyło miejsce do trenowania, w dodatku do domu mam niecałe pięć kilometrów.

Przy tych pierwszych skokach towarzyszył Panu jakiś dodatkowy stres?


Strachu nie czułem, ale jakaś obawa zawsze w takim momencie się pojawia. To nowy obiekt, może się zdarzyć, że ktoś zostawi jakiś gwóźdź i przy takich prędkościach stanie się nieszczęście. Nie wiedziałem też, jaki jest rozbieg, ale nie było źle. Szkoda tylko, że jest aluminiowy, bo przy wyższych temperaturach będzie "trzymał" narty.

Doczeka Pan zawodów Pucharu Świata w Wiśle? Jeszcze jest sporo do zrobienia, a z Pucharem sprawa jest trudna. Lepiej dłużej poczekać i wszystko zapiąć na ostatni guzik, bo jedno nieudane podejście może oznaczać, że światowa federacja długo już nie da szansy na ponowną próbę zgłoszenia. Nie wiem więc, czy doczekam takiej chwili jako zawodnik, ale może popracuję przy takich zawodach jako organizator?

Jakie ma Pan plany na nadchodzący sezon?


Oddawać dwa dobre skoki. Chciałbym po prostu, żeby wróciło to, co było dawniej. Bułka z bananem też funkcjonuje, chociaż bułki bywa mniej, a banana więcej (śmiech). Do pracy z kadrą wraca też fizjolog Jerzy Żołądź, z którym zresztą znowu współpracuję od pewnego czasu.

W lecie odpuścił Pan sporo konkursów…

Ale więcej niż zwykle trenowałem i mam nadzieję, że formia idzie w górę. Na pewno nie leżałem na trawce i nie patrzyłem w niebo. Po prostu podporządkowaliśmy wszystko zimowemu Pucharowi Świata. Zobaczymy, jaki przyniesie to efekt.

Łukasz Klimaniec
POLSKA Dziennik Zachodni

Na skocznię w Beskidach czekano pięć lat

Data: 18 września 2008 Region: Wisła

Wczoraj punktualnie o 13.56 Adam Małysz jako pierwszy oddał skok na przebudowanej skoczni narciarskiej w Wiśle Malince. Przy wielkim aplauzie kibiców wylądował na 127 metrze. W ten sposób po pięciu latach udało się zakończyć budowę obiektu, który kosztował w sumie 47 mln złotych.


- Szkoda, że to tak długo trwało - skwitował Małysz.

Skocznia w Wiśle Malince jest drugim obok Wielkiej Krokwi w Zakopanem w Polsce obiektem HS 134. Ma jednak dwa poważne atuty - jest nowocześniejsza i znajduje się w miejscu, gdzie panuje specyficzny mikroklimat.

- To spokojna dolina. Skocznia cały czas jest w cieniu. Jest mało kłopotów atmosferycznych, które mogą przeszkodzić w rozgrywaniu zawodów Pucharu Świata. A przecież wiadomo, ile perturbacji w organizacji konkursów Pucharu Świata może spowodować pogoda - argumentował Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego.

Obiekt posiada najnowszy system naśnieżania zeskoku oraz zraszania igelitu, elektroniczny pomiar prędkości na progu i odległości. W budynku głównym znajdują się m.in. sale konferencyjne i pomieszczenia komentatorskie. Te ostatnie są wyposażone w toaletę i prysznic.

- Można wstawić też łóżka i wtedy to prawie pokoje hotelowe. Zawodnicy dojeżdżający na treningi mogą tu nocować - przekonywał Zbigniew Łagosz, dyrektor Centralnego Ośrodka Sportu, inwestora budowy skoczni.

Pierwsze skoki w Wiśle Malince obejrzało kilkuset kibiców. Małysz i jego koledzy żartowali, że ludzi było więcej niż podczas... Pucharu Świata w Hakubie. Kłopot w tym, że skoki w na nowym obiekcie może obejrzeć maksymalnie 10 tysięcy kibiców. Będąc jednak na miejscu trudno uwierzyć, że tyle osób się zmieści.

- Obliczyliśmy, że na jednym metrze kwadratowym zmieszczą się cztery osoby - wyjaśnił Andrzej Wąsowicz, wiceprezes PZN. Na krzesełkach zamontowanych na trybunach może zasiąść dokładnie 1206 kibiców. Ale ci, którzy zajmą miejsca najbliżej band, zobaczą co najwyżej pierwszą fazę lotu. By widzieć więcej, musieliby podskoczyć. Według pierwotnych założeń trybuny miały być wybudowane także na wysokości zeskoku. Ale w trakcie realizacji projektu z pomysłu zrezygnowano. Wczoraj temat odżył, ale mówiono o nim cicho. Powód? Postawienie większej ilości miejsc kosztowałoby kolejne 9 mln złotych. A na dodatek podłoże musiałoby zostać zabezpieczone specjalnymi palami, bo to ten sam grunt, który w sierpniu 2006 roku osunął się na zeskoku skoczni.

- To była moja najtrudniejsza budowa w życiu - powiedział o skoczni w Wiśle Malince Łagosz. Przypomniał m.in. mankamenty związane z projektem skoczni (dokumentację trzeba było wykonywać), osuwisko na zeskoku, które zahamowało prace na dwa lata i dodatkowe koszty, jakie trzeba było ponieść. Skocznia w Malince pierwotnie miała kosztować 38 mln złotych. Ale naprawa zeskoku wyniosła 9 mln złotych więcej.

Wczoraj, gdy trwała konferencja prasowa jednocześnie odbywał się odbiór techniczny skoczni. Jeszcze ciekawiej zrobiło się, gdy wyszło na jaw, że kontrola dotyczy także wyciągu, którym skoczkowie i fotoreporterzy wjechali na górę skoczni. Ostatecznie wyciąg został pozytywnie oceniony, a skocznia otrzymała homologację FIS.

Uroczyste otwarcie skoczni i nadanie jej imienia Adama Małysza nastąpi 27 września.



Kto zapłaci?
Nadal nie wiadomo, kto będzie utrzymywał skocznię. COS negocjuje z miastem.

Podczas wczorajszej konferencji Zbigniew Łagosz przyznał, że według jego obliczeń roczne utrzymanie obiektu wyniesie 1,5 mln złotych. W kwocie znajduje się podatek od nieruchomości (940 tys zł.), opłaty za media i etaty dla sześciu pracowników.

- Pertraktujemy z burmistrzem w tej sprawie. Znamy przecież przykłady gmin, które zwolniły z podatku obiekty sportowe - dowodził.

Burmistrz Wisły Andrzej Molin podkreślił, że o konkretnych kwotach będzie można mówić dopiero wtedy, gdy do urzędu wpłynie deklaracja podatkowa. - Gmina postąpi zgodnie z prawem. Ale mając na względzie ten obiekt, który był marzeniem mieszkańców zrobimy wszystko, by ułatwić jego funkcjonowanie. Decyzja będzie należała do rady. Wierzę, że będzie przychylna - powiedział.


 


Komentarze

 

Brak komentarzy.

Księgarnia


Wszystkie prawa zastrzeżone Beskidy24.pl © 2009

Redesign i nadzór techniczny Cyber.pl © 2009