Beskidy24 » Aktualności » Płoną beskidzkie lasy
Mimo to o programach przeciwpożarowych nie słychać. O leśnych zbiornikach retencyjnych przestało się nawet mówić, a poszerzanie dróg leśnych zdarza się sporadycznie. W nadleśnictwach województwa śląskiego jeden punkt czerpania wody gaśniczej przypada na 650 ha lasu. Tymczasem pożarów lasów w naszym regionie przybywa. Rok temu spłonęło 111 ha lasu, w tym z dymem poszło już 70 ha.
A można do ochrony lasów wykorzystać fundusze zagraniczne. Przykładem jest zielonogórski polsko-niemiecki projekt Eurolas II. Dzięki niemu wybudowano 130 km utwardzonych dróg leśnych i zbiorniki wodne. Czesi i Słowacy do walki z ogniem w rejonach górskich wykorzystują czołgi gaśnicze. Dotrą bez trudu tam, gdzie strażak z wężem nie ma szans.
Płoną beskidzkie lasy
Data: 16 maja 2008 Region: BrennaNa stokach Błatniej spłonęły blisko 2 ha młodnika. W poniedziałek z ogniem walczyło 60 strażaków. Akcja trwała 5 godzin, mimo to nie udało się niczego uratować. Po wodę strażacy jeździli do potoku w Brennej, 20 minut w jedną stronę, po wąskiej drodze uniemożliwiającej mijanie się samochodów. Gdyby płonął las iglasty, straty byłyby dużo większe.
Podczas akcji nie wezwano wsparcia lotniczego, choć była taka sugestia Wojewódzkiego Stanowiska Koordynacji Ratownictwa. - Nie było takiej potrzeby, bo strażaków było dużo i radzili sobie świetnie - zapewnia dowódca akcji, mł. bryg. Krzysztof Zaczek. Wspiera go nadleśniczy z Ustronia, Leon Mijal. Wystarczy jednak porównać wyniki akcji podczas największego tegorocznego pożaru lasu w powiecie tarnogórskim, by mieć poważne wątpliwości. Spaliło się tam 11 ha lasu. Wodę podawano z ziemi, dokonano też 50 jej zrzutów z powietrza. Dużo większy pożar opanowano szybciej niż ten na Błatniej.
Bogdan Gieburowski, zastępca dyrektora Rejonowej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach nie potrafi określić, czy udział samolotów w poniedziałkowej akcji zmniejszyłby straty. Po to jednak RDLP czarteruje od firm zewnętrznych samoloty, płacąc im 4 tys. zł za godzinę lotu, by były pomocne w podobnych sytuacjach. Jak zapewnia komendant straży pożarnej w Żywcu, Stanisław Kuliński, gdyby nie dromadery, trudno byłoby sobie poradzić z kwietniowym pożarem lasu w Kamesznicy.
Na Śląsku są trzy lotnicze przeciwpożarowe bazy leśne. W Rybniku stacjonują dwa dromadery, w Polskiej Nowej Wsi koło Opola kolejny dromader i helikopter, w Brynku dwa śmigłowce Mi2. Dromadery na płonący teren mogą zrzucić jednorazowo 400 litrów wody. Problem jednak w tym, że tankują ją tylko w bazach. Śmigłowce mogą wprawdzie czerpać wodę w jeziorach i zbiornikach, ale tych w Beskidach jest jak na lekarstwo.
MIEJSCOWOŚCI