Beskidy24 » Aktualności » Mniej kasy dla Grupy Beskidzkiej GOPR
W tym sezonie beskidzcy goprowcy interweniowali już ponad 400 razy (© Fot. ARC)
Ratownicy argumentują, że taka była konieczność, a stawki i tak nie są duże, bo drogi jest sprzęt, opłacać trzeba urządzenia służące do łączności, kosztują środki opatrunkowe, wyposażenie medyczne, wyszkolenie ratownicze. Robią wszystko, by w tym sezonie zimowym na stokach nie było mniej bezpiecznie niż dotychczas. Na razie z budżetu nie mają nawet tych okrojonych środków. Działają za pieniądze od sponsorów i własne.
Pod koniec roku kasy może jednak zabraknąć. Wtedy początek przyszłego sezonu narciarskiego będzie dla wszystkich bardzo trudny. Dużo zależy od tego, jak zachowają się sponsorzy i ile uda się zarobić.
Ratownicy rozliczani są jak przedsiębiorstwo
GOPR nie jest zwolniony z żadnych opłat. Setki tysięcy złotych musi wydawać na paliwo, ubezpieczenie samochodów, podatki od nieruchomości, w Beskidach to stacja w Szczyrku i chatki w górach. To normalny zakład pracy z wszystkimi konsekwencjami finansowymi i prawnymi. Pieniędzy z budżetu państwa na to nie wystarcza. I one jednak zostały obcięte. Nie tylko GOPR, którego krajowy budżet zmniejszył się z 6,3 mln zł do 5,7 mln zł. TOPR na niesienie pomocy dostało w tym roku 3,3 mln zł. O 200 tys. mniej niż w roku ubiegłym.
POLSKA Dziennik Zachodni
Mniej kasy dla Grupy Beskidzkiej GOPR
Data: 16 stycznia 2010 Region: BeskidyZima w pełni, ferie za pasem, a ratownicy Grupy Beskidzkiej GOPR dowiedzieli się, że otrzymają o 150 tys. zł mniej na działalność.
Półtora miesiąca temu goprowców poinformowano, że zmieni się forma przekazywania im pieniędzy z budżetu. Jak się teraz okazało, budżet obcięto im o 10 procent. Najdrastyczniej w kraju, podczas gdy grupa jest największa i obsługuje jedną trzecią wszystkich wypadków.
Jerzy Siodłak, naczelnik Grupy Beskidzkiej GOPR, zapewnia wprawdzie, że ratownicy pracują wszędzie tam, gdzie są potrzebni, ale z biegiem czasu pieniędzy zacznie brakować.
- To może spowodować poważne problemy. Budżet tegoroczny dopięliśmy, robiąc plan awaryjny z ogromnymi oszczędnościami, ale to teoria na papierze. Wielu kosztów po prostu nie da się obniżyć. Nie można też przewidzieć, ile będzie wypadków i jak trudne będą akcje czy ile zużyjemy paliwa. Zawiesiliśmy ponadto wszystkie szkolenia, podczas gdy są one dla nas niezbędne. Przeraża mnie to - mówi naczelnik Siodłak.
Ratownicy Grupy Beskidzkiej GOPR interweniują w około 2 tysiącach wypadków rocznie. Tylko od połowy grudnia prowadzili akcje w ponad 400 wypadkach górskich. Nie da się tego robić bez pieniędzy, sam zapał ratowników nie wystarczy.
Do tej pory beskidzki GOPR dostawał z budżetu państwa 60 procent środków. Teraz to zaledwie połowa. Resztę muszą zarobić sami i zdobyć od sponsorów. Przy dotychczasowych proporcjach były już z tym problemy. Teraz będzie jeszcze gorzej.
- Granica możliwości została przekroczona. Tym bardziej, że jesteśmy od ratowania, a nie od prowadzenia firmy, która będzie zarabiała pieniądze - twierdzi Siodłak.
Beskidzki GOPR dysponuje budżetem na ten rok, wynoszącym około 1,1 mln zł. Ratownicy uzupełniają go, zarabiając m.in. dyżurami na trasach w prywatnych ośrodkach narciarskich. Właściciele już narzekają, że zbyt mocno podniesiono im stawki.
MIEJSCOWOŚCI