Beskidy24 » Aktualności » Na odbudowę beskidzkich lasów państwo nie da ani złotówki
W Ustroniu dyskutowano w czwartek o problemach związanych z ochroną lasów w Beskidach (© Fot. Łukasz Klimaniec)
Inwestycyjne zakusy na grunty leśne mają samorządy. Chcą wszystko załatwić szybko, by wykorzystać własne czy unijne pieniądze. Naciskają więc na leśników, którzy nie zamierzają i nie mogą działać ad hoc. Tak jest w przypadku planowanego przez bielski samorząd zagospodarowania Szyndzielni czy w Brennej, która chce wykorzystać turystycznie górę Kotarz.
Finansowanie i odbudowa lasów to ustawowy obowiązek państwa. Do tej pory Lasy Państwowe miały na to od 30 do 50 mln zł rocznie. W tym roku nie ma ani złotówki. Tak samo ma być za rok. Tymczasem do pilnej przebudowy, w ciągu 15 lat, jest w Polsce 250 tys. ha lasu. A może się okazać, że więcej. W lipcu ub.r. w Sudetach jedna wichura położyła 300 tys. m sześc. drzew.
POLSKA Dziennik Zachodni
Na odbudowę beskidzkich lasów państwo nie da ani złotówki
Data: 4 września 2009 Region: BeskidySytuacja beskidzkich lasów jest dramatyczna. Miliony drzew atakują korniki i grzyby korzeniowe, przewracają je wichury, zabija zanieczyszczone powietrze, sucha i kwaśna jak cytryna gleba.
Żeby zapobiec kompletnej katastrofie, leśnicy usiłują przebudować drzewostan ze świerkowego na mieszany.
Od 2003 roku zrobili to na 4400 ha najbardziej zagrożonych obszarów. Leśnicy zmagać się jednak muszą również z samorządami, właścicielami lasów i posesji prywatnych, ekologami i miłośnikami sportów ekstremalnych.
- Dobrze sytuowani ludzie, biznesmeni, politycy budują domki w górach, bo tu jest piękny las, który my nagle usuwamy. Działka traci wartość i walory, więc interweniują, wykorzystując wszelkie koneksje - mówi dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, Kazimierz Szabla.
Tymczasem lokalne samorządy godzą się na budowanie domów w miejscach, gdzie być ich nie powinno.
- Sprawy nie ułatwia fakt, że dla wielu terenów nie ma planów przestrzennego zagospodarowania - zapewnia starosta cieszyński, Czesław Gluza.
Dużym problemem są prywatni właściciele lasów. Ich działki mają zazwyczaj niewiele ponad pół hektara i przylegają do lasów państwowych. Nie da się walczyć z szybko rozprzestrzeniającym się kornikiem czy grzybami, wycinając zaatakowane przez nie drzewa tylko częściowo. Jeśli nie ma współpracy z sąsiadem, walka jest bezcelowa.
- Właściciele, a jest ich ponad 200 tysięcy, mieszkają w różnych regionach kraju. Czasem do jednej działki leśnej w górach jest kilkunastu spadkobierców, którzy nie mogą się dogadać - mówi Szabla.
Największy w całym powojennym okresie rozmiar cięć sanitarnych w lasach to nie tylko ogromne przedsięwzięcie strategiczne, ale i inne problemy. Zwózka drzew oznacza niszczenie traktów leśnych, potoków, a nawet zatargi międzynarodowe. Np. z Czechami, którym polskie mącenie wody w strumieniach zakłóca pracę hodowli pstrąga. Od razu interweniuje konsulat w Ostrawie.
MIEJSCOWOŚCI