Beskidy24 » Artykuły » Miniatury tatrzańskie - Atrophia
Rzeczywiście, czerwony zachód słońca dawał
niesamowite kolory. Góry płonęły, były w tej atrofii dnia tatrzańskiego
piękne. "Jak piękna może być dziewica przed defloracją, czyli atrofią
czystośći" - pomyślał Jędruś.
- Mało ludzi na szlaku. Lubię to, może i turystyka zamiera, ale tłoku w Tatrach nie cierpię - zmienił temat.
Bonifacy kiwnął głową. Wyraźnie do siebie pasowali.
-
Widzisz Jędruś, takie czasy. Gdyby na gównie można było zarobić, to
biedni rodzili by się bez dupy. Za pobyt na szlaku nie dają kasy. Stąd
ta turystyczna atrofia. Ale to oznaka, że do naszej, górskiej atrofii
jeszcze daleko. Skosztuj waszeć na to konto mojej nalewki - Bonifacy
wyciągnął maleńką piersiówkę. Pociągnęli dziarsko. Wyborna, ziołowa
nalewka rozgrzała ich zmęczone cielska.
- Jutro nowy dzień.
Tatrzański. Dzień z nocy, Feniks z popiołów, orgazm z dmuchania. Zero
atrofii panie Bonifacy - Jędruś był leciutko podchmielony.
- Zdrowie waszmości. Do dupy z tym atroficznym bałaganem - rzekł Bonifacy.
Niestety atrofia dotknęła piersiówkę, w której nastąpił zanik przedniej, "panabonifacowej" nalewki.
Rzekłem.
Ten
okruszek prozy górskiej wszystkim starym, tatrzańskim wędrowcom
dedykujemy. Tacy jak Pan Bonifacy zawsze zacna kompaniję górską
tworzyli, z którą wielką radość wędrowania i posiadów przy kominku
często mieliśmy okazję przeżywać. Oby jak najczęściej.
Czekamy na Wasze opisy, opowiadania i reportaże zwiazane z tematyką
Beskidów i nie tylko. Chętnie zamieścimy Wasze artykuły wraz ze
zdjęciami i Waszym podpisem. Wszelkie informacje wysyłajcie na
adres: portal@beskidy24.pl
Miniatury tatrzańskie - Atrophia
Motto: "Całe życie jest tylko jednym
wielkim przypadkiem, nie ma w nim zwycięzców, wszyscy muszą
przegrać..." Whiliam Wharton - "Stado"
Zachodziło.
Czerwone. Wyostrzyło grań, było kiczowato piękne. Poprawił plecak i
ruszył przed siebie. Lubił zachód słońca w Tatrach. Smutny koniec dnia.
Już nigdy nie wróci, skończył się, następny będzie zupełnie inny.
Wszystko kiedyś zachodzi, on też doczeka takiej chwili. Był zmęczony
upałem i wędrówką. Doczłapał na Przysłop Miętusi. Ławy i stół. Jak w
schronisku. Rozłożył palnik i pichcił kolacyjkę. Kolacyjka to też taki
zachód całodniowej wyżerki. Atrofia żywieniowa, później siusiu,
paciorek i lulu.
- Cześć. Wabisz acan tym zapachem. Można przysiąść? - znużony, starszy mężczyzna rzucił plecak na ławę.
-
Pewnie że można. Cały dzień milczenia już mnie nuży. Ale w ogóle lubię
sobie pomilczeć - wesoło odpowiedział Jędruś - Dokąd lub skąd? -
dorzucił pytanko.
- Krótko dzisiaj, spacerowo, z Małej Łąki -
mężczyzna wyciągnął kanapki - pozwolisz waszmość że się przedstawię,
tylko proszę się nie śmiać. Otóż Bonifacy jestem - wyciągnął dłoń do
Jędrusia. Jędruś parsknął.
- Piękne imię, aczkolwiek bardzo dzisiaj rzadkie.
Jędrek do usług waćpana - naśladował styl wypowiedzi Bonifacego.
-
Lubię te staropolskie dodatki. Dziwactwo, ale mnie to bawi - Bonifacy
uśmiechnął się - a bawi mnie coraz mniej zdarzeń, ludzi i rzeczy. Coraz
więcej ludzi których znałem, nie żyje, ale żyjecoraz więcej ludzi
których nie znam. Atrofia życia - starość.
- Ee tam. Jesteś waćpan,
panie Bonifacy w świetnej formie. I to nie komplement babski - Jędruś
chciał podbudować starego wędrowca.
- Ha, może to i prawda. Ale to
już ostatki męskiego bytowania. Prostata jak u kastrata, a i zęby nie
takie, jak dawniej. Za to widok na czerwone mamy przedni - Bonifacy
zerknął wesoło.
MIEJSCOWOŚCI