Beskidy24 » Artykuły » W góry Pamiru po ciało Krzyśka

Poszukiwania prowadzone przez Polaków kontynuowali rosyjscy ratownicy. Ciała nie znaleziono. Po przeanalizowaniu danych alpiniści są niemal pewni, że wiedzą, co się stało.
- Na wysokości 6700 m jest dość stromy odcinek, na którym zauważyliśmy obsunięcie deski śnieżnej. Prawdopodobnie śnieg porwał Krzysztofa. Potem po 20 m zaczyna się pionowa ściana i przepaść. Właśnie tam mógł spaść - mówi Grządziel.
Osobą, która może zorganizować najlepszą akcję poszukiwawczą, jest kierownik bazy Piku Korżeniewskiej Aleksander Gierasimow. Jego zdaniem w tym roku nie ma szans na wyprawę. Chodzi m.in. o pogarszające się warunki pogodowe i trudności w zebraniu dobrze przeszkolonej i zaaklimatyzowanej w Pamirze ekipy.
Gierasimow już przeprowadzał podobną akcję ratunkową. Rok temu w podobnych okolicznościach zaginął czeski alpinista. Jego zwłoki znaleziono po dziesięciu dniach.
Członkowie tragicznej wyprawy zapowiadają, że nie spoczną, zanim nie zbiorą pieniędzy i nie zorganizują ekspedycji poszukiwawczej.
Krzysztof Apanasewicz był doświadczonym alpinistą, członkiem Speleoklubu Bielsko-Biała i Klubu Wysokogórskiego w Jastrzębiu-Zdroju. Zdobył m.in. Aconcaguę (6960 m), najwyższy szczyt w Andach i Pik Lenina (7134 m), drugi szczyt Pamiru. Był także przez lata ratownikiem górniczym w kopalni Borynia w Jastrzębiu Zdroju.
POLSKA Dziennik Zachodni
W góry Pamiru po ciało Krzyśka
Przyjaciele alpinisty Krzysztofa Apanasewicza, który 1 sierpnia zginął w górach Pamiru, planują wyprawę poszukiwawczą. Chcą odnaleźć jego ciało. Razem z nim uczestniczyli w wyprawie Pamir 2008 Expedition.
Arkadiusz Grządziel, kierownik ekspedycji w rosyjski Pamir, która wróciła do kraju na początku tygodnia, przywiózł ze sobą akt zgonu Apanasewicza.
- Choć nie znaleźliśmy ciała, prokurator, po przesłuchaniu świadków, stwierdził oficjalnie śmierć Krzyśka - mówi Grządziel. Nie ukrywa, że ten dokument mu nie wystarczy. On i jego koledzy czują się zobowiązani, by powrócić po alpinistę z Jastrzębia Zdroju. Będzie to jednak możliwe nie wcześniej niż za rok. Trzeba czekać do następnego lata i zdobyć pieniądze. Ekspedycja kosztuje 30-40 tysięcy euro.
Tragiczna w skutkach wyprawa w Pamir rozpoczęła się 16 lipca. Udział w niej wzięło 10 członków klubu wysokogórskiego z Jastrzębia Zdroju. Planowali zdobycie dwóch szczytów rosyjskiego Pamiru: Piku Korżeniewskiej i Piku Somoni.
- Śmigłowiec miał opóźnienie i do bazy na Korżeniewskiej dotarliśmy 24 sierpnia. Po aklimatyzacji Krzysiek z Irkiem Wolaninem zdecydowali, że zaatakują szczyt szybciej niż reszta. Wyruszyli rano 1 sierpnia - wspomina Grządziel.
Część drogi obaj alpiniści przeszli razem. Samo podejście na szczyt miało być łatwiejszą częścią trasy. Polacy zdecydowali, że się rozdzielą. - To była decyzja Krzysztofa, ale obaj czuliśmy się na siłach, by to zrobić - opowiada Wolanin, który poszedł przodem. Na szczyt dotarł o 17.30. Godzinę przed nim był tam Ireneusz Waluga z drugiej polskiej ekipy, a nieco później jeszcze dwóch alpinistów.
- Ostatnią osobą, która rozmawiała z Krzysztofem, był właśnie Waluga. Spotkał go na 6700 m i namawiał, żeby zawrócił. Była już godzina 18, a na dojście na szczyt trzeba było dwóch, trzech godzin. Krzysztof zdecydował się jednak iść dalej - wspomina jego partner.
O tym, że Apanasewiczowi mogło stać się coś złego, alpiniści dowiedzieli się następnego dnia, gdy Wolanin wrócił do bazy. Zorganizowano ekipę poszukiwawczą. - Ruszyliśmy na szczyt z nadzieją, bo w górach cuda się zdarzają - tłumaczy Marian Hudek. W ciągu dwóch dni spenetrowali każdą grań od wysokości 6400 do 6700 m. Tam ostatni raz widziano Krzysztofa.
MIEJSCOWOŚCI
Oficjalny partner serwisu
